Dziś mamy kumulację! Kumulację pierwszych razów, gdyż pierwszy raz spotkaliśmy się, aby wspólnie coś zjeść w takim składzie, pierwszy raz byliśmy w kawiarni i klubie jednocześnie. To też nasz pierwszy wpis z recenzją jedzenia! Mowa o miejscu, które nazywa się "Jaś i Małgosia" i mieści się przy alei Jana Pawła II 57. Jest to ciekawa miejscówka, nie tylko ze względu na jedzenie, ale także dzięki temu, że nie da się tam nudzić. Oczekiwanie na potrawy umiliły nam dwie gry planszowe. Taki powrót do dzieciństwa zafundował nam nasz specjalista Rafał, który wybrał ową rozrywkę. Co zjedliśmy? Co podobało nam się najbardziej? Czy wrócimy tam? Każdy z nas wypowie się za siebie!
Rafał: Pomysł na odwiedzenie "Jasia i Małgosi" wyszedł od Olgi i od razu przypomniałem sobie, że warto wybrać się do tego miejsca z jednego powodu. Prowadzą je właściciele dawnego kultowego wśród studentów lokalu "Grawitacja". Tak, tak, mowa o tej słynnej "Grawitacji", która mieściła się przy BUWie i umilała przerwy w nauce czy też była najlepszym miejscem na wieczorne spotkania z przyjaciółmi. Po burzliwych losach "Grawitacji" (opisywanych nawet w mediach!), które niestety zakończyły się jej zamknięciem, właściciele zdecydowali się przywrócić świetność innemu dawnemu kultowemu miejscu. I tak wybór padł na "Jasia i Małgosię". To specyficzny lokal, w którym podtrzymywane są wszelkie możliwe tradycje - szczególnie te kulinarne. W menu znaleźliśmy typowe domowe obiadki i wypieki, nad przygotowaniem których czuwa babcia Ania - podobno prawdziwa ;) Sam zamówiłem tylko margaritę sunrise, która okazała się poprawna i smaczna. A najważniejsze, że była idealnym podkładem do planszówek, których w lokalu nie brakuje! My zdecydowaliśmy się na dwie moje ulubione: "Pędzące Żółwie" (ogrywa mnie w nią nawet mój ośmioletni brat!) i "Dobble". Obie gry uwielbiam, ale może o swoich wrażeniach więcej opowiedzą inni, bo to był ich pierwszy raz, pierwsze doświadczenie z tymi planszówkami.
Kaśka: Rzeczywiście, jak już wspomniał Rafał-był to mój pierwszy raz z Jasiem i Małgosią - jakkolwiek to brzmi. :)
Muszę przyznać, że wnętrze lokalu od razu mnie urzekło - prosty,
„nieprzeładowany" zbędnymi ozdobami, przyciemniany lokal przypadł mi do
gustu. Z racji tego, że pogoda nie sprzyjała spożywaniu posiłku i
spędzaniu czasu z przyjaciółmi na zewnątrz (a szkoda, bo niewielki ganek
ze stolikami był uroczy), usadowiliśmy się w bardziej prywatnej i
odosobnionej od reszty, części lokalu, czyli niewielkiej wnęce z
kanapami. Głównym założeniem naszego wypadu było: zjeść - smacznie, do syta i w przystępnej cenie.
W Jasiu i Małgosi jest to możliwe - moją uwagę od razu przykuł burger
Jaś. By uczty stało się zadość, zamówiłam zestaw powiększony z surówką i
pieczonymi ziemniaczkami. Muszę przyznać, że porcja była pokaźna i nie
do przejedzenia, a burger sam w sobie — soczysty i po prostu przepyszny.
Do tego domowy kompot z nutą cynamonu, który wprost uwielbiam - coś
cudownego! A to wszystko za 23 złote. Co do planszówek - po tym
doświadczeniu muszę stwierdzić, że nie są one moją mocną stroną. Z
trudem odnajdywałam się w „Dobble", gdzie z pozoru proste i infantylne
odnajdywanie takich samych elementów na kartonikach z rysunkami
przysporzyło mi nie lada kłopotu i - aż wstyd się przyznać - nieco wjechało
na ambicję i zdenerwowało. :) No cóż, jak widać, zawodowym graczem
Dobble nie zostanę, ale pomysł udostępnienia gościom restauracji gier
planszowych jest, moim zdaniem, świetnym pomysłem umilającym czas w
oczekiwaniu na zamówienie. A co o Jasiu i Małgosi myślą pozostali z naszych pierwszorazowiczów?
Pablo: Wspólny wypad do tej klubokawiarni uważam za bardzo udany. Warto zaznaczyć na początku, że dotarcie na miejsce spotkania nie sprawiło trudności. Mój wzrok przykuł zielony, neonowy napis z nazwą miejsca, który szybko dało się zauważyć. Początkowo namawiałem moich towarzyszy, abyśmy zjedli już coś na świeżym powietrzu. Ogródek ze stolikami został już oficjalnie otwarty. :) Zostałem jednak przegłosowany, że „jest za zimno". Musiałem przystać na ich decyzję, jednak mnie cały czas kusiły koce na krzesłach, którymi moglibyśmy się okryć na zewnątrz. Oj tam bez przesady... Nie było tak zimno. ;) Gdy weszliśmy do środka, udało nam się wybrać mimo wszystko bardzo fajną miejscówkę w tylnej części sali. Cały lokal moim zdaniem jest idealny na rodzinne wypady. Pełno gier, planszówek i kolorowych obrazów na ścianach. Te elementy moim zdaniem powinny przyciągać do odwiedzenia tego lokalu o sympatycznej i jakże bajkowej nazwie. Miałem tego wieczoru ochotę zjeść coś lekkiego, więc wybrałem makaron ze szpinakiem i serem. Powiem szczerze. Smaku tej potrawy nie da się po prostu opisać. Tego trzeba spróbować! Idealnie ugotowany makaron, doprawiony smakowitym szpinakiem, a wszystko posypane serem... Niebo w gębie :) Cena jeszcze bardziej kusi, bo za 21 złotych naprawdę nie spodziewałem się tak rewelacyjnych smaków. Zdziwiłem się, bowiem to, co otrzymałem na talerzu było smakowite a kosztowało tak niedużo. Po smakowitym posiłku pograliśmy trochę w gry planszowe. Nie byłem może jakimś rewelacyjnym graczem. Jednak przypomniały mi się moje lata dzieciństwa, kiedy nie wszystko było tak skomputeryzowane a każde wakacje spędzało się grając z kolegami w planszówki. Jaś i Małgosia to bez wątpienia miejsce do „zaliczenia” w Warszawie.
Olga: Z racji tego, że wszystko zostało już opisane, skupię się na jedzeniu. Może nie wyglądam, ale strasznie lubię jeść. A przez to, że dawno nie byłam w domu i stęskniłam się za jedzeniem mojej mamy. Zamówiłam kluski leniwe, ale z nutą nowoczesności w postaci cytryny i sosu malinowego. Przyznaję, że były pyszne. Babcia Ania dała radę! Do tego ten sam owocowy kompocik, który wybrała Kasia, za trzy złocisze. Gdyby nie mała porcja dałabym za to danie dziesiątkę niczym w "Tańcu z gwiazdami".
Świetny post. I dorzucam nominacje do LBA :) szczegóły tutaj : http://mitt-nye-liv.blogspot.com/2015/05/liebster-blog-awards.html
OdpowiedzUsuń