Zmiana nie tylko sylwetki...

Z każdym kolejnym dniem coraz lepiej możemy odczuć ten przyjemny wiosenny klimat. Na ulicach obserwujemy, że zimowa odzież i ciepłe obuwie zostały zamienione na skórzaną kurtkę, adidasy i okulary przeciwsłoneczne (obowiązkowe w słoneczne dni!). Jedno jest jednak pewne: z kolejnym tygodniami, każdy z nas będzie chciał "pokazać coraz więcej ciała", nad którym przez całą zimę, z pewnością, w pocie czoła pracował. A gdzie mógł pracować nad polepszeniem sylwetki? Ja i wielu moich znajomych doskonaliliśmy swój wygląd zewnętrzny (i nie tylko!) na siłowni. Były zapewne i takie osoby, które postanowiły wytrwale ćwiczyć z Chodakowską w domu. Mój pierwszy raz, kiedy zmierzyłem się z siłownią, miał miejsce już kilka miesięcy temu. Wspomnienia z tamtego dnia, dzisiaj wywołują na mojej twarzy uśmiech.


Do zapisania się na siłownię miałem już kilka podejść. Próbowałem już w tamtym roku akademickim. Wtedy jednak zdecydowanie wygrało moje lenistwo. Dzisiaj żałuję, bo plan zajęciowy na uczelni miałem ułożony naprawdę fajnie, a co się z tym wiąże, realizacja treningów w różnych porach dnia i tygodnia nie byłaby żadnym problemem. Może tylko dojazd sprawiałby wtedy pewien problem. Nie uśmiechało mi się dojeżdżać ponad pół godziny aby poćwiczyć.  Jeżeli w tamtym roku się nie udało, w tym postanowiłem zrobić wszystko, aby w końcu postarać się o ten wymarzony sześciopak na brzuchu :) Dobrze się złożyło, że zamieszkałem w pobliżu siłowni. Zaledwie 10 minut i już jestem na miejscu.


Kiedy dotarłem na miejsce, zostałem oprowadzony przez osobę z recepcji po wszystkich salach treningowych. Wytłumaczono mi, że zawsze w razie pytań mogę zwrócić się o pomoc trenera, który ma swoje stanowisko przy specjalnym stoliku (widoczny jest na pierwszej fotce po prawej stronie). Jak to jest z tymi trenerami i ich staniem za tym stolikiem to chyba tylko wtajemniczeni wiedzą, ale moje pierwsze wrażenie było naprawdę rewelacyjne. Cała siłownia pachniała jeszcze świeżością, wszystkie sprzęty były nowe i nie miały śladów użytkowania. Podczas tej przechadzki dowiedziałem się, że cała siłownia została otwarta zaledwie miesiąc temu! Przypomniała mi się moja szkolna siłownia z liceum, gdzie oprócz kilku hantli, paru rowerków i ławeczki ze sztangą nie było totalnie nic. Tym bardziej cieszyłem się, że będę mógł ćwiczyć na tak doskonale wyposażonym obiekcie. Gdy już dokonałem wszystkich formalności, postanowiłem jak najszybciej zabrać się za pierwszy trening. W szatni spotkałem się z czymś niezwykłym! Każdy wchodzący i wychodzący zwracał się do wszystkim zwrotem grzecznościowym "cześć". Było to naprawdę sympatyczne, bowiem mało kto (w tym czasie) znał osoby, które go otaczały. Kiedy się przebrałem w strój sportowy, wyruszyłem na pierwszy trening. Od razu udałem się po radę i pomoc trenera. Rozpisał mi on mój plan treningowy oraz wytłumaczył na spokojnie, na jakiej maszynie muszę wykonać każde ćwiczenie. Zabrałem się po wszystkich instrukcjach do ostrej pracy. Gdy po ponad godzinnym treningu zrobiłem już wszystkie zaplanowane ćwiczenia, wiedziałem, że chyba za "bardzo" się w nie zaangażowałem. Po powrocie do domu bolało mnie wszystko, każdy mięsień był naciągnięty do granic możliwości. Tak to właśnie wyglądało po pierwszym dniu. Po treningu pamiętam tylko jeden wielki ból.

Na szczęście, po kilku dniach wszystko wróciło do normy i mogłem na spokojnie ruszyć z kolejnymi ćwiczeniami. Człowiek uczy się na błędach i po dosyć nieprzyjemnych efektach pierwszego dnia na siłowni wiedziałem, że nie mogę "szarpać" się z ciężarami na siłę a muszę dopasować go do swoich możliwości. Dzisiaj te pierwsze dni na siłowni wspominam z uśmiechem i sentymentem. Kiedy widzę jakąś nową osobę, zastanawiam się czy ja również byłem taki "lekko wystraszony" wśród tych wszystkich maszyn i ciężarów. Muszę wspomnieć, że z każdym kolejnym miesiącem moich ćwiczeń dołączyło do mnie kilka osób z mojej uczelni. Dzięki temu jest tam naprawdę dosyć "rodzinnie", kiedy wszyscy razem "katujemy na matach" nasze brzuchy :) Siłownia to tak jakby "drugi dom", gdzie trener cieszy się z Twoich postępów i wspiera, gdy Ci nie wychodzi.



Ten pierwszy krok, który zrobiłem w październiku zakupując karnet na siłownię, uważam bez wątpienia za jeden z lepszych w moim życiu! Dzisiaj po pół roku treningów moje priorytety całkowicie się zmieniły. Udało mi się pokonać siedzącego we mnie "małego lenia" (nigdy by mi nie przyszło do głowy ćwiczyć o godzinie 20 czy 21!). Całe życie na lekcjach w-f byłem raczej osobą, która wolała się zbytnio nie przemęczać. Dzisiaj po każdym treningu czuję się zwyczajnie lepiej. Natomiast gdy zdarzy mi się go opuścić, czuję się nieswojo i źle. Ostatnio utwierdziłem się tym bardziej w przekonaniu, że dobrze zrobiłem zapisując się w październiku na siłownię. Dowiedziałem się, że u jednej mojej znajomej z liceum wykryto guza mózgu, a w drugą wjechał samochód, kiedy stała na przystanku autobusowym. Zdałem sobie sprawę, przez te nieprzyjemne sytuacje, że przecież nigdy nic w życiu nie wiadomo. Jaką masz pewność, że rano wychodząc z domu na uczelnię czy do pracy uda Ci się szczęśliwie wrócić? Życie jest krótkie, więc "wyciśnij" z niego co najlepsze. Zrób coś TYLKO dla siebie.  Zapisz się na siłownię, a zapewniam, że coś się w Tobie zmieni... I nie mówię tutaj tylko o sześciopaku czy fajnie wyrzeźbionej klatce piersiowej :)
/Pablo

Brak komentarzy on "Zmiana nie tylko sylwetki..."

Leave a Reply