Co widzisz? Nic?! A to jednocześnie wszystko, co widzą osoby niewidome. Choć tylko pozornie! Dziś zabiorę Was do miejsca, które pozwoliło mi odkryć, że osoby pozbawione wzroku ‘widzą’ innymi zmysłami. Czasami silniej niż my. Miejsce to nazywa się Niewidzialna Wystawa i to właśnie tam pierwszy raz poczułem się jak osoba, która straciła wzrok.
Do warszawskiego wieżowca, w którym mieści się Niewidzialna Wystawa zostałem zaciągnięty w ostatniej klasie liceum, przez przyjaciółkę. Wtedy przed kasą wystawy nie ciągnęły się jeszcze kilometrowe kolejki, które dziś w tym miejscu są codziennością. Niewidzialna Wystawa wędruje po europejskich miastach i choć pierwotnie miała być u nas pokazywana przez 12 miesięcy to w rzeczywistości zadomowiła się w Warszawie już czwarty rok.
Do warszawskiego wieżowca, w którym mieści się Niewidzialna Wystawa zostałem zaciągnięty w ostatniej klasie liceum, przez przyjaciółkę. Wtedy przed kasą wystawy nie ciągnęły się jeszcze kilometrowe kolejki, które dziś w tym miejscu są codziennością. Niewidzialna Wystawa wędruje po europejskich miastach i choć pierwotnie miała być u nas pokazywana przez 12 miesięcy to w rzeczywistości zadomowiła się w Warszawie już czwarty rok.
Ekspozycja dzieli się na dwie części – widzialną i niewidzialną. Ponieważ w podróż po tej drugiej kilkuosobowe grupy zabierane są w piętnastominutowych odstępach czasu, obejrzenie części widzialnej wypełnia czas oczekiwania na dalszą przygodę. Wśród przedmiotów, które można obejrzeć, znajduje się wiele ‘perełek’. To rzeczy, których osoby niewidome używają każdego dnia, a nam wyobraźnia prawdopodobnie nie pozwoliłaby o nich pomyśleć. Co powiecie na specjalny skarpetnik, czyli gadżet pozwalający na segregowanie skarpetek, tak, by po wyjęciu wielu par z pralki, każda mogła w odpowiedniej konfiguracji z powrotem trafić na stopy właściciela?
W czasie, gdy pierwsze z przedmiotów powodowały moje wielkie zaciekawienie, do naszej grupy podszedł Robert, który okazał się naszym przewodnikiem. Robert jest osobą niewidomą. Dzięki niemu, jeszcze w części widzialnej, mogliśmy zobaczyć jak świetnie radzi sobie z obsługą komputera, telefonu, czy zegarka – którego wskazówki okazują się wypukłe. Zegarek posiada też specjalny guzik, którego uruchomienie automatycznie włącza głosową wiadomość, informującą Roberta o tym, która jest godzina.
Idziemy dalej. To czas na rozpoczęcie niewidzialnej wędrówki. Jeszcze tylko zdjęcie okularów, zegarków, bransoletek – i możemy zaczynać. Jesteśmy już w środku. Widzę tyle, ile widać na zdjęciu nad pierwszymi słowami tego wpisu. Nie wierzę własnym oczom. Czy może być AŻ TAK ciemno?! Zostajemy poinformowani o tym, że za chwilę znajdziemy się w pomieszczeniach zaaranżowanych na "prawdziwe sytuacje z dnia codziennego" osoby niewidomej. Jeśli jednak nie chcemy się zgubić czy dostać jakimś przedmiotem w głowę, dobrze będzie ciągle mieć jedną rękę wystawioną przed siebie.
Szybko okazuje się, że to miejsce idealne na randkę :) Bez ciągłego zaczepiania naszego towarzysza i bez podawania mu dłoni, szybko okaże się, że możecie poczuć się… zagubieni. Nie chcę za dużo opowiadać jakie pomieszczenia, i nie tylko, czekają na uczestników tego eksperymentu. Może ktoś z Was skusi się na odwiedzenie tego miejsca? Nie warto w takiej sytuacji, abym zdradzał wszystkie szczegóły.
Najważniejszy jest Robert – nasz przewodnik. Wędrując przez kolejne pomieszczenia jest osobą, której ufam najbardziej na świecie. Ponadto ani przez sekundę nie jest nudno. Robert wie, jak żartobliwie skomentować nasze problemy z zaaklimatyzowaniem się w ciemności, wymyśla coraz to nowe zadania do wypełnienia (UWAGA SPOILER: zdradzę tylko, że niewykonalnym dla grupy okazało się przejście przez ulicę bez wpadnięcia pod samochód!) i nie daje nam poczuć, że uczestniczymy w doświadczeniu, które powinno nas nastrajać refleksyjnie czy smutno.
To przychodzi dopiero podczas odwiedzenia ostatniego pomieszczenia, w którym wygodnie siadamy a Robert opowiada swoją historię i odpowiada na nasze pytania. Trudno mi na przykład jest reagować kiedy widzę osobę z laską – nigdy nie wiem czy oferować swoją pomoc. Robert potwierdza moje przypuszczenia i wyjaśnia, że większość osób niewidomych w takiej sytuacji wystraszyłaby się, że ktoś podchodząc do nich, narusza ich prywatność. Kiedy osoba niewidoma potrzebuje pomocy zawsze pierwsza zwróci się do przechodniów.
Opuszczamy Niewidzialną Wystawę. To taki moment jak po wstrząsającym filmie. I Ja, i moja towarzyszka potrzebujemy kilku minut, żeby dojść do siebie i ochłonąć. Przychodzą pierwsze refleksje. Wciąż na najwyższych obrotach pracują zmysły węchu, dotyku czy słuchu.
To pierwszy raz, kiedy wziąłem udział w takim przedsięwzięciu. Bardzo mądrym i potrzebnym. Odsłaniającym klapki na oczach. Ja straciłem wzrok na chwilę i w dodatku świetnie się bawiłem. Są jednak osoby, dla których to nie zabawa a całe życie. Dzięki Niewidzialnej Wystawie możesz w przystępny sposób zrozumieć to, co czują niewidomi. Ja po swoim pierwszym razie poleciłem to miejsce wieeeelu znajomym, polecam i Wam.
Ta wystawa otwiera oczy.
W czasie, gdy pierwsze z przedmiotów powodowały moje wielkie zaciekawienie, do naszej grupy podszedł Robert, który okazał się naszym przewodnikiem. Robert jest osobą niewidomą. Dzięki niemu, jeszcze w części widzialnej, mogliśmy zobaczyć jak świetnie radzi sobie z obsługą komputera, telefonu, czy zegarka – którego wskazówki okazują się wypukłe. Zegarek posiada też specjalny guzik, którego uruchomienie automatycznie włącza głosową wiadomość, informującą Roberta o tym, która jest godzina.
Szybko okazuje się, że to miejsce idealne na randkę :) Bez ciągłego zaczepiania naszego towarzysza i bez podawania mu dłoni, szybko okaże się, że możecie poczuć się… zagubieni. Nie chcę za dużo opowiadać jakie pomieszczenia, i nie tylko, czekają na uczestników tego eksperymentu. Może ktoś z Was skusi się na odwiedzenie tego miejsca? Nie warto w takiej sytuacji, abym zdradzał wszystkie szczegóły.
Najważniejszy jest Robert – nasz przewodnik. Wędrując przez kolejne pomieszczenia jest osobą, której ufam najbardziej na świecie. Ponadto ani przez sekundę nie jest nudno. Robert wie, jak żartobliwie skomentować nasze problemy z zaaklimatyzowaniem się w ciemności, wymyśla coraz to nowe zadania do wypełnienia (UWAGA SPOILER: zdradzę tylko, że niewykonalnym dla grupy okazało się przejście przez ulicę bez wpadnięcia pod samochód!) i nie daje nam poczuć, że uczestniczymy w doświadczeniu, które powinno nas nastrajać refleksyjnie czy smutno.
To przychodzi dopiero podczas odwiedzenia ostatniego pomieszczenia, w którym wygodnie siadamy a Robert opowiada swoją historię i odpowiada na nasze pytania. Trudno mi na przykład jest reagować kiedy widzę osobę z laską – nigdy nie wiem czy oferować swoją pomoc. Robert potwierdza moje przypuszczenia i wyjaśnia, że większość osób niewidomych w takiej sytuacji wystraszyłaby się, że ktoś podchodząc do nich, narusza ich prywatność. Kiedy osoba niewidoma potrzebuje pomocy zawsze pierwsza zwróci się do przechodniów.
To pierwszy raz, kiedy wziąłem udział w takim przedsięwzięciu. Bardzo mądrym i potrzebnym. Odsłaniającym klapki na oczach. Ja straciłem wzrok na chwilę i w dodatku świetnie się bawiłem. Są jednak osoby, dla których to nie zabawa a całe życie. Dzięki Niewidzialnej Wystawie możesz w przystępny sposób zrozumieć to, co czują niewidomi. Ja po swoim pierwszym razie poleciłem to miejsce wieeeelu znajomym, polecam i Wam.
Ta wystawa otwiera oczy.
/RAF.
_________________________
Galeria Handlowa w Millennium Plaza,
Al. Jerozolimskie 123a, WarszawaCeny biletów - od 16 do 25 złotych



Brak komentarzy on "O tym, jak straciłem wzrok w słusznej sprawie"